Często dostaję pytanie "ile godzin grasz?".
Każdy
z nas, bębniarzy, jest inny i ma swoje sposoby ćwiczenia. Niektórzy
ćwiczą "po 10 godzin" dziennie, inni mówią, że nie ćwiczą, ale w ciągu
dnia słuchają muzyki, analizują ją i grają, mimo, że nie mają poczucia,
żeby "ćwiczyli".
Tak to wygląda u mnie:
Staram
się ćwiczyć codziennie. Z tym bywa różnie. Są tygodnie kiedy jestem w
rozjazdach i teoretycznie nie ma gdzie ćwiczyć, ale są i takie tygodnie
kiedy są
próby, trzeba nauczyć się nowego materiału, do tego nagrać coś w studiu,
wtedy za bębnami jestem właściwie non stop. Przy nagraniach Szymona
Majewskiego próby zaczynaliśmy od 6 rano, a całe nagranie kończyło się
około 23, 24 w nocy. Przyrastałam do mojego perkusyjnego stołka, więc
czasem fajnie było usiąść gdzieś obok na podłodze i pograć na kolanie.
Wracając
do ćwiczenia, dla mnie nie jest najważniejsze ile godzin gram, ale jak
gram. Czasem nie trzeba nic grać, wystarczy pójść na dobry koncert,
spotkać się z ciekawymi ludźmi, przeczytać interesujący wywiad. Człowiek
dostaje taki zastrzyk energii, że starcza mu na cały miesiąc. To staram
się robić każdego dnia - szukać nowych inspiracji - wtedy czas na salce
leci nie zauważony.
Mimo to, pytanie "ile godzin grasz" nie jest
bezzasadne. Malcolm Gladwell na podstawie badań przeprowadzonych na
studentach Akademii Muzycznej w Niemczech udowodnił, że wystarczy 10 000
godzin, aby osiągnąć mistrzostwo w wybranej dziedzinie.
Wojtek Pilichowski cały czas powtarzał: "10 lat po 10 godzin". Jak zwykle się nie mylił:).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz